Autor[]
Część 1[]
-O której przybędzie transport? -Matoranin wydawał się zaniepokojony.
-Spokojnie już wkrótce. - uspokajał go Turaga.
-Ale o której? - Matoranin coraz bardziej się denerwował.
-Jutro o szóstej powinna być mniej więcej w połowie lodowych gór.
Wtem postać w czarnym płaszczu wstała i wyszła z Baru, kierując się w stronę Lodowych gór.
Szedł długo aż doszedł do jaskini w samym sercu Gór. Atmosfera wśród jego towarzyszy była raczej "sucha". Iceblaster oddawał się medytacji, a Ungerstreishe trenował na kukle.
Mam dla nas świetną wiadomość.- powiedział Arctiprex- Jutro około siódmej karawana z jedzeniem i bronią przejedzie przez serce Lodowych Gór.
Cóż... -Ungerstreishe machnął pazurem i rozciął kukłę na pięć części- Ja jestem gotowy.
Iceblaster wstał i dmuchnął zamrażając przelatującego orła, a jego oczy przybrały chytry wyraz twarzy.
Jutro ma być śnieżyca. - powiedział Arctiprex - Iceblaster, pójdziesz do miasta i zaopatrzysz nas w ciepłe skóry Górskiego Lwa. Kup też trochę jedzenia, najlepiej mięso byka, ale może być też wilka.
Iceblaster skinął głową i wyszedł z jaskini.
Iceblaster w czarnym płaszczu szedł przez miasto. Niósł już sześć skór Górskiego Lwa, dwa łuki, pięć mieczy i mięso z dziesięciu niedźwiedzi. Zaszedł jeszcze do Baru. Usiadł w rogu i słuchał rozmowy Matoranina z Turagą:
-Mam dla ciebie złe wieści Matoraninie.
-Tak Turago?
-Transport spóźni się o godzinę.
-Ale moja rodzina potrzebuje tego złota i tej broni. A po za tym jutro ma być śnieżyca!
-Spokojnie. Ustaliłem że będzie dobra ochrona.
Ankai przyjrzał się ostrości swojej broni. Uśmiechnął się i zaczął rozmowę.
Czy w macie mnie za głupca? - zapytał - Chcecie abym ochraniał karawanę jadącą przez sam środek Lodowych Gór?
Właśnie tak. - odpowiedział Matoranin.
Ankai. - powiedziała Kaina - Zgódź się. Jeśli GoM zobaczy dwóch Toa przy karawanie, to może jej nie napadnie. Jeśli w ogóle o niej wie.
Świetnie. - powiedział Arcitprex - Karawana wioząca złoto i broń przejedzie jutro o ósmej!
A w dodatku ma być dobra ochrona! - Ungerstreishe parsknął śmiechem - Na pewno jacyś marni Toa.
Rozdział 2[]
Karawana jechała już od godziny.
Ankai rozglądał się to na Kainę, to na siebie, to na transport, a to na pogodę.
- Nie wiem dlaczego się zgodziłem wziąść tę robotę. - sapał monotonnie.
- Ze względu na mnie. - uśmiechnęła się Kaina - Bo nie mogę jechać sama przez Góry w taką pogodę i narażać się na starcie z GoM.
-Eh..
Czekamy tu już od półtorej godziny Arctiprex!- wrzasnął Ungerstreishe - Może zapolujemy na coś? Jest dopiero Druga!
A niech będzie i pierwsza. - Sapnął Arctiprex - Jak chcesz to poluj. Masz tu być przed piątą.
-To idę!
Iceblaster spojrzał w góry. Trzepnął Arctiprexa w głowę.
-Ej! Co ty robisz?
Iceblaster wskazał góry. W oddali, mniej więcej pięćset kilometrów majaczyły się sylwetki.
-No, bracie. To nasz transport. Dobra robota Iceblaster!
Arctiprex znowu został puknięty w ramię. Tym razem palec Iceblastera pokazywał przełaj po szlakiem.
-Co to...? Nie! Unerstreishe nie idź tam!
Phi. Polowanie. - chrząknął Ungerstreishe - nie myślałem że się na to nabiorą. A obędzie się bez walki jeśli karawana "przypadkowo spadnie z zbocza".
-Kaina. Coś się czai.
-Ankai, nie durniej.
Nagle zawiał silny wiatr. Jeden z Matoran strzegących Karawany spadł ze zbocza.
-Tak Kaina. Coś się czai.
Kolejny podmóch przewrócił wóz.
-Dobra. przyznaję Ankai. To nienormalne!
Iceblaster? Pójdziesz po tego tłumoka?
Iceblaster potaknął i ruszył przez przełaj. Chwilę potem już wlekł Ungerstrieshe'a po ziemi.
Co ci wpadło do głowy? - warknął Arctiprex - Gdyby Transport spadł to cała broń by się zniszczyła! A i złoto by się pogubiło!
Ci Toa są niebezpieczni! - Tłumaczył się Ungerstreishe - Chciałem się ich pozbyć!
-Teraz już mogą coś podejrzewać! Siedź tu!
-Jest Dopiero Piąta!
-Są jakieś sto kilosów od nas.
Ankai wytężył wzrok. Nie było widać nic dziwnego
-Na pewno to nie był zwykły wiatr Ankai?
-Na pewno. Żałuję że się na to zgodziłem.
-Nie przesadzaj. To tylko małe niedogodności.
-Martwego Matoranina i poobijany wóz uznajesz za niedogodności?
-Stul dziób i pilnuj wozu.
-Phi. Nie zdziw się jak siekiera przebije ci plecy.
- Nie gadaj tyle!
Dwie i pół godziny później...
- A ja nada uważam że nie powinniśmy brać tej roboty! - Upierał się Ankai - To czyste szaleństwo!
Pięknie...już można rozpoznać ich twarze. - uśmiechnął się Arctiprex - To Ankai i Kaina. Więc przy okazji trochę powalczymy.
Ej! Patrzcie! - szepnął Ungerstreishe - Moje ataki rozcięły płaszcz wozu. Ile tego złota tam jest.
Iceblaster zmrużył oczy i przyjrzał się wozu. Trzepnął Arctiprexa i pokazał na sztaby złota by ten zauważył szczegół.
No, no no. To było kopane w wiosce ognia. - mruknął Arctiprex - A tam w złocie są często diamenty i Rubiny. Jak nic ten wóz jest warty osiemnaście kwadryliardów Widgetów. Szykować bronie!
Rozdział 3[]
Arcitiprex jeszcze raz ocenił swój plan. To musiało się udać. Droga była wąska, więc karawana nie miała gdzie uciec, Iceblaster zaczaił się u góry by spuścić lodowy grad, Ungerstreishe wisiał na zboczu by wywołać trzęsienie ziemi, a on sam miał wtedy zrzucić Toa ze skarpy i przejąć wóz. Zaprzęg nadjechał.
"Jeszcze trochę" - myślał dowódca GoM - "Ungerstreishe działaj."
Ziemia się zatrzęsła. Pojazd wpadł w wibracje.
-"Teraz ty Iceblaster" - myślał dalej - "Nie zawalcie tego"
Lodowy grad spadł na wóz. Lecz wtem stało się coś ciekawego. Ankai roztopił lód, a Kaina przerzuciła wodę na klif pod drogą.
"Nie wyszło. Działajmy dalej. Plan B" - myśląc Arctiprex mrugnął do Iceblastera i Ungerstrieshe'a.
Obaj przybliżyli się do dowódcy.
-Nowy plan. Ungerstreishe ty wybiegniesz i staranujesz wóz. Iceblaster i ja potem zajmiemy się Toa. Już! Dawaj!
Czarny Skakdi wybiegł w stronę Toa z okrzykiem i gniewem w oczach. Ankai i Kaina stanęli jak wryci, więc Npastnik łatwo ich odepchnął. Niebieska Toa uderzyła się w skałę a czerwony wojownik zaczął spadać w odmęty gór...
Arctiprex z Euforią oglądał to zdarzenie, lecz za chwilę jego uśmiech zgasł.Ankai zgiął się wpół, rozprostował i wspiął pionowej Skarpie, by za moment pomóc Kainie wstać.
Heh. - uśmiechnął się - Kanohi Vuliar robi swoje.
Przywódca GoM'u rozejrzał się myśląc:
- "Zaraz, zaraz. Gdzie Iceblaster?"
Za chwilę usiał ze zdziwienia. Niemy wojownik szedł spokojnie ku Toa.
- Hej Kaina. Jak myślisz czy dam radę temu bandycie? - zapytał się Ankai
- Na luzie.
Czerwony Toa ruszył ku Iceblasterowi. Wtem Arctiprex wylądował tuż przed nim i zwalił go z nóg. Iceblaster zaczął walić w tarczę Kainy.
Przywódca GoM'u uderzał siekierą w Tarczę Ankai'a.
Heh. Nie myślałeś że tyle wytrzymam, co? - chrząknął pewny siebie, lecz osłabiony Ankai blokujący tarczą uderzenia przeciwnika
Tak. Najdłużej to zrobiłeś ze wszystkich. - rzekł Arctiprex i wybił mu nogą tarczę i miecz z ręki - Dziesięć sekund
Tarcza spadła w dół gór. O dziwo Arctiprex wyrzucił swój topór. Zaczęła się walka na pięści. Pięść Ankai'a poszybowała w stronę wroga, lecz tan złapał ją i złamał czerwonemu Toa Nadgarstek. Ankai wił się z bólu. Napastnik podniósł skrzywionego z bólu Toa.
-Zastanawiam czy cię stąd zrzucić czy może dać ci szansę. Jak myślisz Ankai?
-M-m-mów.
-Dobrze. Teraz grzeczny Toa dokona wyboru. Możesz albo zgrywać prawego i co za tym idzie głupiego lub zostać członkiem GoM.
-Nigdy! wiesz co ci powiem? Spieprzaj dziadu! Możesz wracać do groty bo ja ci nigdy nie pomogę.
-Głupi. Cóż. To pozdrów o de mnie zbocze gór! - powiedział Arctiprex i zrzucił Toa z gór.
Za nim zaczęła spadać Kaina kopnięta przez Iceblastera, a następnie matoranie zabici przez Ungerstreish'a.
Iceblaster! Zabierz wóz do naszej jaskini. Ungerstreishe idź do wioski po nowe informacje. Ja muszę jeszcze coś zrobić.
Obaj potaknęli i odeszli. Arctiprex odwrócił się i powiedział:
- Lodowy książę. Więc to ty jesteś tą legendą? Nareszcie się spotykamy.
Rozdział 4[]
-Tak Arctiprex. Dokładnie. Myślałem kiedyś o ty żeby i wami się zająć. Jednak jeszcze nie..
-Jeśli chcesz się nami zająć to zrób to teraz.
-Tylko w ogóle nie o to mi chodzi. Zanim ty i Ungerstreishe się tu pojawiliście to ja widziałem kilka Razy Iceblastera i on kilka razy widział mnie.
-Wiem. Mówił żeby ciebie nie atakować. Jednak nie do końca go popieram, jeśli wiesz co mam na myśli.
-Więc rozegrajmy to teraz.
-Z przyjemnością.
Ungerstreishe wszedł do baru. Słuchał plotek.
-słyszeliście? ON zabił Kuhtaxa!
-Nie wierzę.
-To prawda!
Skakdi uśmiechnął się i szepnął do najbliższego Matoranina:
"Podobno GoM dopadło karawanę"
Na resztę tylko trzeba czekać:
-Karawana z wioski ognia Zaginęła!
-Niemożliwe. Na pewno zagubiła się w śnieżycy.
-Albo dopadło ją GoM!
Kolejny wtrącił się do dyskusji.
-Jeśli tak to to Ankai i Kaina zginęli.
-Nie mamy Toa! To koniec!
-Został jeszcze ON.
-Ale nam nie pomoże!
Ungerstreishe wyszedł zadowolony.
Ankai widział góry, Matoran i Kainę. Spadali. Jednak nie bał się. Nie wiedział czemu, ale nie odczuwał strachu. Obrócił się w powietrzu i użył Kanohi Vuliar. Złapał wszystkich i wylądował zgrabnie na nogach i powiedział:
-Nie ciesz się jeszcze Arctiprex. - powiedział podnosząc swoje bronie z ziemi - Walka nadal trwa.
W środku Lodowych Gór trwała wyrównana walka. Raz prowadził Arctiprex, a raz Lodowy Książę.
Żaden z nas nie ustąpi. - powiedział Arctiprex
Ustąpisz. To tylko kwestia czasu. - odgryzł się książę
-To może rozwiążemy to w inny sposób?
-Chętnie, ale udaję się do wioski.
-To może tym razem odejdziemy w pokoju?
-Hmmm...Nie.
-Tak myślałem.
Nagle książę upadł. Za nim Triumfalnie stał Ungerstreishe. Obaj pochylili się nad Księciem.
Rozdział 5[]
-Mogę ja szefie? - zapytał Ungerstreishe
- A rób co tam chcesz ja nie chcę oberwać.
Ungerstreishe zamachnął się i kiedy już miał walnąć księcia dostał wiązką cienia. Obrócił się. Na zboczu stał Ankai.
-GoM! Nadchodzi druga runda! - syknął Toa
Nagle wszyscy zorientowali się że książę uciekł.
Crush wyszedł z jaskini. Rozejrzał się. Westchnął, założył skórę i ruszył w kierunku wioski Lodu.
Później...
Usiadł w rogu bru i słuchał:
-To niemożliwe! Więc jeśli Ankai i Kaina nie żyją to nasz koniec!
-No a ON?
-Jest silny, ale przy organizacji GoM nie dałby rady.
-No nie wiem. on zabił Kuhtaxa! I Rahroka! Jest niezwykły.
-Jeszcze możemy się zwrócić do Crusha. To też Toa.
-Zapomnij! Ten Bandyta? On by nawet sobie nie pomógł!
Wtem głowa Maotranina który powiedział te słowa spadła na Stół. Na środku stał Crush i mówił:
-Może kilka razy napadłem transport i pomagałem GoM. Jednak nie jestem bandytą. Nie poświęcę żadnego Toa! I nie pozwolę by Ankai i Kaina zginęli! Wyruszę im na Ratunek! Może wrócę, może nie. Jednak oni tu się na pewno zjawią. Przysięgam wam to! A teraz idę!
Kończąc zdanie wyszedł w góry.
Czerwony wojownik padł na ziemię.
Ungerstreishe kopnął go i wymierzył w niego swój pazur. Machnął...i po chwili leżał wstrząśnięty pięć metrów dalej.
Crush stał na trasie i z uśmiechem powiedział:
-Witaj Arctiprex. Znowu się spotykamy.
-Głupi jesteś. Powinieneś tu nie przychodzić.
-Śmieszysz mnie. Nie obchodzi mnie co powinienem, a co nie. Obchodzi mnie to że nie dopuszczę do śmierci tego Toa. Więc nie masz co liczyć że będzie łatw....AAAAAAAAAAACH!!!
Iceblaster skoczył na Crusha, po czym kopnął go trzy razy.
Ogień uderzył w Arctiprexa. Ankai podbiegł do leżącego Toa żeby po chwili stanąć u jego boku do walki z trzema potężnymi przeciwnikami.
Rozdział 6[]
Walka toczyła się na niekorzyść Toa. Najpierw Crush żelazem powalił Ungerstreishe'a, lecz chwilunię potem Iceblaster zamroził Towarzysza Ankai'a. Toa Ognia otoczył Arctiprexa ręką cienia która w mig prysła zamrożona i skruszona. Ankai uwolnił Crusha i znowu byli na przegranej pozycji.
-Musimy coś zrobić, Crush.
-Musimy, musimy. Ale w takiej sytuacji nie mamy szansy nic zrobić.
-Trudno. Oni Albo My!
Czerwony Toa popędził w stronę GoM, zasłaniając się tarczą. Iceblaster poskoczył, i rozwalił Ankai'owi pancerz z nóg i rąk. Toa padł na ziemię, lecz Arctiprex jeszcze skoczył mu na brzuch uderzając go dwa razy w głowę.
Crush strzelił odłamkami Srebra zwalając z nóg Iceblastera i Arctiprexa. W tej chwili tylko on i Ungerstreishe stali na nogach, kiedy ten czarny Skakdi wyskoczył z furią na przeciwnika, który sprawnie uniknął ataku zmieniając się w samolot i podleciał do góry, po czym strzelił z laserów. Ungerstreishe podskoczył i uniknął trafienia. Stanął na ziemi a obok niego Iceblaster i Ungerstreishe. Cała trójka znokałtowała Toa Srebra i Żelaza.
Turaga wszedł do Baru. Wszyscy Matoranie zarzucili go pytaniami i krzyczeli. Turaga poprosił by mówili po kolei. A więc zaczęli:
-Był tu Crush!
-Cooo??? Śmiał się tu pokazać?
-Tak! I zabił jednego Matoranina!
-Ale powiedział że pójdzie ocalić Ankai'a i Kainę!
-Obiecał to!
-Nie powiedział że on wróci żywy. Ale że oni na pewno!
-Hmmmm....Zamilknijcie! Muszę pomyśleć. No nic. Pozostaje nam tylko czekać.
-Ankai. W życiu nie zrobiłem nic chwalebnego. - powiedział Crush - Przyszła pora by to zmienić.
-Co masz na myśli?
-Widzisz to? To znak Rahkshi. osoby noszące ten znak są naznaczone. Usunięcie go spowoduje śmierć nosiciela.
-Tak. ale co ma piernik do BoMskiej porcelany?
-To że jeśli się szybko przerzuci znak na inną osobę to ona będzie miała znak. Dla tego co rzucił to i tak kończ się śmiercią. Jednak do odpowiedniej osoby przyczepiony znak da coś jeszcze.
-Co zamierzasz zrobić?
-Weź moje części, a zyskasz moc o jakiej nie śniłeś.
-Nie! Nie pozwalalam! To nie...
Ankai nie dokończył. Crush wbił se rękę w klatkę piersiową i wyjął znak. Ostatkiem sił rzucił nim w Ankai'a, wydając te słowa:
-To przeznaczenie. Moim było zginąć. Twoim powstać.
Crush padł nieżywy. Toa Ognia Dostał znakiem. I właśnie w tej chwili części Crusha zaczęły się odczepiać i przyłączać do Ankai'a. Moment potem Toa Ognia,Cienia,Żelaza i Srebra powstał.
Stanął na przeciw GoM i syknął:
-No to w drogę.
Rozdział 7[]
Kaina otworzyła oczy. Leżała na ziemi. Nic jej nie było. Jednak Matoranom leżącym obok owszem. Byli martwi. Rozejrzała się. Po Ankai'u nie było śladu. Zobaczyła jednak jego ślady prowadzące w góry. Ruszyła po nich. Po Dziesięciu minutach spotkała Lodowego Księcia. Zaczęli rozmawiać.
- Więc ty jesteś Kaina, tak. Twój przyjaciel...
- Ankai? Jest cały? Co z nim? Gdzie on jest?
- Walczy w pojedynkę z GoM.
- On oszalał?
- Kiedy, a raczej jeśli go zobaczysz podziękuj mu o de mnie za ratunek. Ja muszę coś załatwić. - powiedział to i zniknął równie szybko jak się pojawił.
-Och, Ankai. to moja wina. Muszę to odkręcić.
Uzbrojony czerwony Toa stał naprzeciw trójki wojowników.
Ungerstreishe. Czyń honory. Powodzenia. - powiedział Arctiprex, po czym dodał w myślach - Będzie ci potrzebne.
Skakdi z impetem ruszył na wroga. Lecz ten szczypcami złapał go w tułowiu i trzasnął nim o ziemię sycząc:
"Pożałujecie swojego życia!"
Kończąc zdanie Ankai stanął na wojowniku i ogłuszył go.
Arctiprex wysunął się do ataku, lecz Iceblaster zasłonił mu drogę i sam ruszył do Walki. Pobiegł na Przeciwnika, lecz ten podleciał do góry jak orzeł. O dziwo, Iceblaster uczynił to samo. Zaczęli się ścigać w powietrzu. Niema postać przyspieszyła i wyprzedziła Ankai'a. Toa ognia tylko na to czekał. Wbił jedno ostrze w bark Iceblastera, złapał go za głowę i zapikował z nim w dół, puszczając go przy samej skale. W tej chwili z Potężnego GoM, tylko przywódca stał w pełni sił na polu walki. Obaj zmierzyli się wzrokiem. Po połączeniu Ankai był dużo wyższy od Arctiprexa.
- Więc pokonałeś mych towarzyszy.
- Tak bandyto. Pokonałem. Teraz twoja kolej.
- Ale czy masz odwagę?
- zobacz sam.
Ankai ruszył biegiem na Wroga. Ten odskoczył i potknął się o kamień, mimo to wciąż stał. Zamachnął się toporem i oderwał Ankaiowi kawałek pancerza na ręce. To Wykręcił rękę rozmówcy i przerzucił go przez ramię. Nagle poczuł ukłucie na plecach. To Iceblaster uderzył go mieczem. Jednak nie zrobiło to szkody Toa. Za to Ungerstreishe skoczył na niego z zamiarem wbicia szponu w głowę. O dziwo skutek był odwrotny. To Ankai zmiażdżył głowę czarnemu Skakdi. martwe ciało spadło na ziemię. Dalej walcząc z Arctiprexem odrzucił go na ziemię.
To wszystko na co was stać? - zapytał się Toa.
Nagle jego serce doznało bólu, jego zbroja zmiękła, a kolana się pod nim ugięły. Spojrzał na swoją klatkę piersiową. Wystawał z niej miecz. Miecz Iceblastera który z zadowoleniem na oczach z tyłu wbił mu go podstępnie. Toa umarł.
Rozdział 8[]
Kaina podbiegła do Leżących części. Było ich kilka lecz co gorsze obok nich leżał ktoś kogo Kaina rozpoznała bez trudu. Miała przed sobą martwego Crusha. Z przerażeniem szła dalej. Kolejny zakręt kolejna niespodzianka: tym razem zmiażdżony Ungerstreishe. Już myślała że to koniec przykrości Gdy zobaczyła Ankai'a. Podbiegła do nieżywego Toa. Zobaczyła że zamykają mu się oczy ale jeszcze żyje. Ankai mówił:
-Kaina...ergh...ucie...kaj...i powiedz w wios...erghh..ce że Crush jest...arghg...bohaterem....
-Ankai! Nie odchodź! Znajdziemy sposób! Będziesz żył!
-Za optymistyczna jak....ergh....zwykle. Mówiłem...eghu,eghu...że ta wyprawa to...argh...zły...pomysł.
Światło w jego oczach zgasło. Kaina nachyliła się. Spojrzała na torbę przyjaciela. Zobaczyła kamień Toa. Podniosła go. Pobiegła do wioski
Turaga i kilku Matoran siedziało w Barze. Czekali. Nic więcej nie mogli zrobić. Kaina Wbiegła do Baru. Na jej widok wszyscy wstali. Turaga chciał coś powiedzieć, lecz Kaina zaczęła monolog:
-Nie mam transportu! Crush to bohater, Ungerstreishe nie żyje a Ankai zginął. Matoranie zginęli i to wszystko przez ta niedorzeczną misję! Jedyne co zostało po Ankai'u to Ten Kamień Toa!Uff...Zmęczyłam się.
Stojący w tyle Matoranin Powietrza parsknął. Odprychnął:
Nie sądzę że zabito Ankaia w sposób honorowy.
Stojąca obok Kaina zapytała się:
-Co masz na myśli?
-To że na pewno nie padł twarzą w twarz z przeciwnikiem. Znając GoM trafili go od tyłu.
-Może...Ale jednak wiesz co? Myślę że mam coś dla cie...
-Odpuść sobie. Tak naprawdę wiem co chcesz zrobić. Nie zgadzam się.
Kaina rzuciła kamieniem Toa w Osłupiałego Matoranina.
-Nie masz wyboru.
Matoranin uniósł się do góry i po chwili przeobraził się w Toa. Wrzasnął:
-Pięknie! Teraz muszę być odpowiedzialny! Brrr.... Toa Phantix musi być odpowiedzialny...
-Mam ci coś do powiedzenia nowicjuszu - mówiąc to Kaina się uśmiechnęła - chodź do za mną.
+++KONIEC+++