Fanclub Bionicle Wiki
Advertisement

Zinnavyre skrył się za skałą, by na chwilę odetchnąć. Jego przeciwnik o imieniu Talen, będący Toa Żelaza, nic sobie nie robił z wystrzeliwanych przez władającego żywiołem powietrza Łowcę z Armexii pocisków.

Wojownik w ostatniej chwili umknął, gdy żelazny kolec przebił skałę na pół. Przynajmniej słońce było po jego stronie, świecąc prosto w oczy Talena stojącego pośrodku pustyni jednej z Południowych Wysp. Ten jednak pomimo to wyjął blaster i posłał w kierunku Zinny. Łowca odskoczył, a potężny wiatr porwał pustynny piasek i całkowicie oślepił Toa Żelaza, dodatkowo więżąc w piaskowym tornado.

Jednak przybysz ze Zjednoczonej Wioski nie zamierzał poddać się tak łatwo, ba, nie zamierzał poddawać się w ogóle. Przybył tu po zwycięstwo. Utworzył wokół siebie żelazną sferę, doskonale chroniącą przed piaskiem. Gdy odgłos trąby powietrznej ucichł, ze sfery wyrosły kolce i wystrzeliły - któryś z nich musiał trafić w Łowcę.

Talen nie przewidział jednak, że Zinnavyre będzie wtedy w powietrzu, skacząc prosto na otwierającą się sferę - wydłużył skok używając zamontowanych na jego plecach mechanicznych skrzydeł.

Toa Żelaza w ostatniej chwili zauważył zagrożenie, nie zdążył nawet użyć mocy Kanohi Hau lub stworzyć kolejnej zasłony - upadając na plecy zdołał tylko zasłonić się blasterem przed spadającym mieczem Łowcy.

Zinnavyre mruknął pod nosem przekleństwo, siłując się z leżącym przeciwnikiem. Nie mógł pozwolić, by ten użył swojej mocy na mechanicznych kończynach Łowcy - to byłby jego koniec. Zrezygnował ze zwarcia i kopnął Toa w głowę, zrzucając mu z twarzy Kanohi. Wojownik spanikował i nagle znalazł w sobie dodatkowe siły, by zrzucić z siebie Armexianina. Szybko chwycił miotacz i zanim Zinna zdołałby cokolwiek zrobić, nacisnął spust.

Wbrew oczekiwaniom Łowcy, blaster pomimo uszkodzenia zadziałał i Zinnavyre poczuł, jak energetyczne pociski trafiają w mechaniczną rękę. Talen bez maski nie był już taki sprawny. Armexianin odpowiedział serią, i wbrew swoim oczekiwaniom pociski dosięgły ręki trzymającej broń. Toa jęknął, a w tym czasie Zinna wstał i wycofał się, oceniając uszkodzenia. Mógł się nimi zająć po bitwie.

Talen właśnie zakładał maskę, gdy jeden z trzech noży trafił go w plecy. Pomimo bólu zdążył aktywować Hau i dwa następne sztylety wylądowały w piasku. Toa po raz kolejny użył mocy i wyciągnął broń z pleców, po czym cisnął wraz z pozostałymi dwiema w przeciwnika. Zinna w ostatniej chwili zmienił ich trajektorię bocznym podmuchem wiatru i gdy już szykował się do skrócenia dystansu i jednoczesnego rozpoczęcia walki wręcz w której były Duch Nynrah nie miał szans, karabin wyrwał się z jego lewej dłoni i wylądował w ręce Toa. Po chwili w jego oczach pojawił się bardzo, ale to bardzo złowrogi błysk.

Łowca ledwo uniknął podwójnej serii automatów. Zinnavyre zaczął żałować, że kupił stalowe pociski, zamiast zwykłych, nie zawierających w sobie ani grama żelaza. Naboje orały piasek, wzniecając tumany piachu lub topiąc go na szkło, Zinna jednak nie został trafiony. Nie wierząc w swoje szczęście, odrzucił możliwość użycia "nadwzroku" - seria małych latających z zawrotną szybkością obiektów mogła zaburzyć echolokację - i ponownie wyskoczył w górę, szykując się do ogłuszenia przeciwnika potężnym podmuchem, a następnie wbicia mu miecza w pierś.

Wtedy właśnie Talen użył swojej mocy na mechanicznym kończynach Armexianina.

Wojownik uderzył w piasek, a po chwili uniósł się i uderzył znowu. Poczuł, jak kończyny zaczynają mu się wyginać pod dziwnym kątem i przygotował się na ewentualność śmierci.

Ale nie zamierzał odejść z tego łez padołu bez walki. Zasysając powietrze z otoczenia, niczym żywy odkurzacz, uwięził Talena w bańce próżniowej, powiększającej się z każdą chwilą. Toa spanikował, ale wciąż zajmował się destrukcją ciała Łowcy. Do czasu, gdy kilkanaście podmuchów drobin piasku - przy tej prędkości ostrych jak stal - przeorało mu zbroję, przy okazji przecinając kilka naczyń krwionośnych.

Zinna nie wiedział w końcu, od czego zginął jego przeciwnik. Udusił się? Wykrwawił? Dostał zawału w obliczu nieuchronnej zagłady? A może to sztylet wbity w plecy miał tak druzgocący wpływ?

Ważne było tylko to, że Łowca żył, a jego kończyny były "mniej więcej" sprawne.

Wojownik wrócił do swojego Vapora Evo 500, znajdującego się kilkadziesiąt bio od pola bitwy, wsiadł na motor i odjechał w kierunku zachodzącego słońca.

Advertisement