Fanclub Bionicle Wiki
Advertisement

Skaliste wybrzeże Eeyry. Wschodzące słońce oświetlało miejsce przyszłej bitwy. Zręczny zwinnie wyskoczył z niewielkiej łodzi i pomógł Canserowi ją zacumować.

- Idealny dzień na zabijanie o poranku bez znieczulenia – powiedział radośnie pierwszy ze Skakdi.

Mieli misję. Wyruszyli na nią wspólnie z Angerem i Stone’em, ale ich drogi się rozeszły. Zręczny i Canser wyruszyli na niewielką wysepkę (ponoć pełną bogactw, ale kto wierzy w legendy?) zlikwidować dwóch dezerterów z Legionów Skakdi, niegdyś potężnej organizacji, obecnie będącej tylko własnym cieniem.

Canser ruszył przodem, pod górę, trzymając się ściany klifu a Zręczny kroczył pół metra za nim.

Nagle, z góry zeskoczył jakiś srebrny kształt i wylądował między Łowcami. Zręczny rozpoznał w nim Demroda – ich cel. Skakdi Żelaza błyskawicznie złapał w stalowy uścisk Cansera i cofnął się, zasłaniając się nim jako tarczą. Zgodnie z wolą Vilerna.

Sam Vilern również zeskoczył i znalazł się za Zręcznym. Skakdi-morderca uśmiechnął się paskudnie, odsłaniając brudne zęby.

- Wynocha z naszej wy...

Zakazianin żywiołu Kamienia nie dokończył, gdy głowica miecza Zręcznego wbiła się mu w grdykę. DH dorzucił potężny kopniak i posłał przeciwnika w dół zbocza, jednocześnie wyszarpując miotacz zamor i na oślep wystrzeliwując serię pocisków, według jego mniemania w Demroda.

Gdy jednak usłyszał spazmatyczne jęki swojego towarzysza, rzucił:

- Nawet najlepsi mają słabe momenty.

Skakdi Żelaza wypuścił wiotczejące ciało, wciąż jednak żywego, Cansera i przyjął postawę. Zdziwił się, gdy nowy wróg wbił się w niego całym ciężarem ciała. Były Legionista nawet się nie cofnął i wyprowadził druzgocący cios prosto w szczękę przeciwnika. Cios zdolny położyć Muakę.

Jednak chybił. Zręczny wykonał unik i lewym sierpowym wyprowadził atak w podbródek Demroda. Skakdi Żelaza chyba coś mruknął, jednak cios nie zrobił na nim wrażenia. Złapał irytującego DH w swój słynny „żelazny uścisk” z zamiarem ostatecznego rozwiązania sprawy Zręcznego.

- To absurdalny... - zaczął Mroczny Łowca, nim jego słowa przerodziły się w rozpaczliwy wrzask. Rozległo się łamanie kości.

Demrod uśmiechnął się, słysząc ten jakże lubiany przez niego dźwięk, gdy nagle dojrzał z boku zamazany kształt. Chwilę potem jego potężnym ciałem wstrząsnęło natężenie prądu przekraczające możliwości dezertera. Zwolnił uścisk i klapnął na ziemię. Równocześnie Canser nie przestawał trzymać końca kija przy skroni przeciwnika. Gdy odsunął broń, Demrod jakimś cudem jeszcze żył. Zręczny chwycił oburącz miecz i ciął z góry w głowę siedzącego wroga, pomimo uszkodzonych żeber. Ten jednak zdobył się na ostatni wysiłek i zatrzymał oręż kilka palców od czaszki, złapawszy go silną ręką. Równocześnie Wzrok Laserowy, jakim dysponował uderzył w pierś Mrocznego Łowcy.

Zręczny ryknął przeraźliwie i upadł, jego broń pozostała w zaciśniętej pięści Demroda. Skakdi Żelaza już zabierał się do wstawania, gdy kij Cansera wybił mu przedni ząb i kolejny elektryczny strumień powalił go na ziemię.

- Leżeć. I nie wstawać – warczał zmutowany Cardio-Matoranin, podczas gdy ciało Legionisty podrygiwało spazmatycznie.

W końcu potężny wojownik wyzionął ducha, a dwaj Łowcy odetchnęli za ulgą. Ewidentnie gorsza połowa zadania została wykonana.

- No, a gdzie ten drugi?- zapytał Canser.

Jakby czekając na te słowa, na ścieżkę za jego plecami wskoczył Vilern, który jednak przeżył upadek do morza.

DH odwrócił się i w ostatniej chwili uniósł chwycony oburącz kij, by zablokować atak Skakdi Kamienia.

Wielki miecz z łatwością przebił lichy kijaszek i po chwili cios na odlew pozbawił Cansera lewej ręki. Skakdi krzyknął. Następny cios ciął mu prawą kończynę. Skakdi jeszcze spotęgował swój krzyk. Do momentu, gdy Vilern jednym cięciem oddzielił drącą się głowę od reszty ciała.

Zręczny patrzył na to beznamiętnie po czym głupkowato się uśmiechnął. - Wiesz, że tak naprawdę nigdy go nie lubiłem? No dobra, lubiłem. Ale i tak… Vilern nie dał mu dokończyć, rzucając się na niego z bojowym okrzykiem na ustach. Mroczny Łowca w ostatniej chwili wyciągnął miecz i z trudem sparował pierwszy atak. Nareszcie rozgorzała prawdziwa walka.

Skakdi Kamienia, zdeterminowany, nie zamierzał ustąpić póki życie nie ucieknie z drugiego mordercy jego przyjaciela. Pomagał mu fakt, że Zręczny nie kwapił się do użycia swojego wzroku, wciąż tylko parował z tym swoim uśmieszkiem. Vilern musiał przyznać przeciwnikowi, że był zwinny i... zręczny.

Były Legionista zmełł w ustach przekleństwo i rzucił swoje wszystkie siły do ataku. Przeciwnicy zwarli się w starciu, ku szokowi Vilerna. Sądził, że jego ogromny miecz złamie nożyk Zręcznego na pół, po czym całkowicie przetnie jego samego na pół, przynajmniej do piersi. Zręczny jednak wyprowadził kopnięcie, które odrzuciło Skakdi Kamienia i rzucił się na wojownika.

Vilern postanowił wykorzystać okazję i zmieść przeciwnika z powierzchni ziemi płaskim cięciem...

...ale przeciwnik zniknął.

A raczej przemknął się obok niego i błyskawicznym cięciem uszkodził ścięgno lewej nogi Skakdi Kamienia. Legionista z sykiem upadł na ziemię. Poczuł strach. Próbował się obrócić, ale Zręczny po prostu nad nim przeskoczył rezygnując z ataku zza pleców i spojrzał mu w twarz.

- Zabiłeś mojego towarzysza. Przygotuj się na śmierć – powiedział z wesołym błyskiem w oczach.

Właśnie wtedy Vilernowi udało się użyć jego Wzroku Cieplnego. Zręczny krzyknął, gdy jego twarz zaczęła się topić. Złapał się za głowę rękami, ale to tylko pogorszyło sytuację. Wrzeszczeć jak opętany, Skakdi zaczął zwijać się na kamiennym podłożu. A Vilern z trudem wstał i uniósł miecz.

Ogromne ostrze z łatwością przebiło klatkę piersiową i rozpruło pracujące na najwyższych obrotach serce Zręcznego.

Skakdi Kamienia splunął z pogardą na przeciwnika i usiadł ciężko na pobliskim kamieniu, zastanawiając się co ma teraz zrobić.

Advertisement